Wisłoka to prawobrzeżny dopływ Wisły o ponad 160 km długości, zaś powierzchnia zlewni to aż 4 110 km2. Dość duży i zróżnicowany obszar. Od typowo górskich krajobrazów Beskidu Niskiego, po równinne tereny Kotliny Sandomierskiej. Patrząc od ujścia, Wisłoka tworzy tak zwane „widły Wisłoki”, gdyż na południu wpadają do niej dwa główne dopływy Jasiołka i Ropa, układając się w widlaste odnogi. Tereny te zamieszkiwane były od niepamiętnych czasów, stąd też, mimo burzliwej historii regionu, wiele jest śladów ludzkiej aktywności. Czasami łączyła się ona z wykorzystywaniem natury, a konkretnie drzew. Były one przedmiotem kultu, drogowskazami, barierą chroniącą budynki i drogi przed siłą wiatru, wreszcie miejscem wypoczynku. Zazwyczaj należące do dzikiej przyrody, sadzone były także ręką człowieka. Wiele z nich przetrwało do naszych czasów i stało się pomnikami – pomnikami przyrody . W dorzeczu Wisłoki, na oficjalnych wykazach, takich miejsc jest ponad 150, ale tak naprawdę o wiele więcej, bo przybywają nowe.
Zbierając materiały do filmu o pomnikach przyrody w dorzeczu Wisłoki posiłkowałem się także informacjami przesłanymi przez gminy leżące w tym właśnie obszarze. Ciekawy materiał otrzymałem z Kołaczyc. Do wykazu interesujących mnie przyrodniczo obiektów dołączone były dwie legendy związane z jednym z drzew. I tak się zaczęło.
"Dąb w Bieździedzy - historia niezwykła"
W otoczeniu XV-wiecznego kościoła pod wezwaniem Św. Trójcy w Bieździedzy stoi tylko jedno drzewo. Jedno, ale jakie! siedemsetletni dąb - pomnik przyrody2 .
To dąb szypułkowy (Quercus robur) o przekraczającym 610 cm obwodzie pnia, mierzonym na tzw. pierśnicy3 . Czy było to jedyne drzewo przy świątyni? nie wiadomo. Coś jednak spowodowało, że właśnie ono stoi tam nadal i ma się, jak na tak wiekowy okaz, dość dobrze. Być może drzewo ocaliła niezwykła historia fizycznie z nim związana.
Otóż Jeśli wpatrzyć się uważnie w pień od strony ogrodzenia kościoła, kilka metrów nad ziemią zauważyć można zardzewiały żelazny trzon wbity w żywe drzewo, nieco wyżej/ mniej widoczny, jest następny. To prawdopodobnie rękojeści mieczy wbitych w przykościelny dąb przed wiekami.
Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy w styczniu 2018 r., o mieczach wiedziałem, Wiedziałem, ale nie widziałem i dostrzec nie mogłem. Trzeba wiedzieć, gdzie patrzeć. Zagubionemu z kamerą w dłoni pomógł ksiądz proboszcz Władysław Depa, który nie tylko dokładnie wskazał miejsce, ale i dostarczył wielu cennych informacji o niezwykłym dębie z mieczami.
O ich pochodzeniu krążą legendy, Jest ich kilka: Jedna z nich opowiada o sporze o rękę pięknej dziewczyny. By nie dopuścić do przelewu krwi, przyszła panna młoda zaproponowała, by konkurenci zmierzyli się w próbie wbicia swych mieczy w dąb przy kościele. Wygrywa ten, który znalazł się wyżej. Druga, to potwierdzenie ugody pomiędzy dwoma zwaśnionymi wodzami, pieczętującymi w ten oryginalny sposób zawarte porozumienie. Trzecia z kolei hipoteza uznaje wbite w drzewo miecze za wota pozostawione tu przez wracające spod Wiednia wojska Sobieskiego4 . Która z historii wydaje się być prawdziwa? Każdy ma prawo do własnego w tym względzie zdania, gdyż "przedmioty" wbite w pień nie były nigdy poddane specjalistycznym badaniom, a te mogłyby rzecz ostatecznie wyjaśnić. Spróbujmy jednak pospekulować na temat wspomnianych legend. "Ludowa" historia z dwoma starającymi się o rękę pięknej panny wydaje się niezbyt prawdopodobna. Powód - biologia drzewa. Dąb rośnie na wysokość do ok. 200 lat (według innych źródeł do 120)5 . Kulminacja przyrostu następuje mniej więcej pomiędzy 60 a 70 rokiem życia drzewa i osiąga on wówczas ponad 20 metrów wysokości. Oczywiście, gdy jest to drzewo samotne proces przebiega szybciej. A zatem, jeśli dąb z Bieździedzy szacowany jest na 600 lat, to znaczy, iż podczas odsieczy wiedeńskiej miał dobrze ponad 200 lat i był w pełni wyrośniętym drzewem. Zważywszy, że rękojeści mieczy znajdują się na wysokości ponad 6 metrów, prawdopodobieństwo ich wbicia przez skonfliktowanych adoratorów, bez wspinania się po pniu lub wysokiej drabiny, jest niemal zerowe. Zaś w innym przypadku, cóż byłby to za wyczyn. Trzeba przy tym pamiętać, że drzewo wznosi się w górę tylko w obszarze stożka wzrostu (merystem wierzchołkowy), a swój obwód powiększa cały czas. Oznacza to, że miecza wbite zostały od razu na obecnej wysokości, a zwiększający swój obwód pień wchłonął część głowni do swego wnętrza.
Reasumując, miecze wbite zostały poza zasięgiem ówczesnych wandali i innych zainteresowanych nieuczciwym pozyskaniem tychże. Miejsce wydaje się też nieprzypadkowe. Poświęcona ziemia wokół kościoła. To dodatkowe zabezpieczenie. Kradzież w takim miejscu, to nie tylko pospolity grzech - a profanacja. Ten, kto umieścił tam miecze, najwyraźniej o tym wiedział.
Teraz legenda druga. Miecze jako namacalny dowód zawartego rozejmu. Rzecz do przyjęcia. Broń na wieki zamknięta w drzewie na obszarze objętym sacrum, to zapewne spektakularny dowód uczciwości obydwu stron. Problem w tym, że praktyka taka nie była powszechna i zapewne wzbudziłaby zainteresowanie szersze niż Bieździedza i okolice. A jednak o takim przypadku nie traktują żadne źródła w regionie.
Zostaje trzecia propozycja - miecze to wotum po odsieczy wiedeńskiej. I owszem znane są przypadki pozostawiania takich "pamiątek" słynnego zwycięstwa na trasie przemarszu wracających oddziałów. Przykładem mogą być choćby zdobyczne chorągwie znajdujące się w małym kościółku w Dębnie Podhalańskim. I jak najbardziej kościół i jego otoczenie, to miejsce stosowne. Bo to i podziękowanie za victorię i za szczęśliwy powrót. Taka wersja pojawia się w relacji ks. Stanisława Bałuka (1887 - 1975), przedwojennego proboszcza parafii w Bieździedzy jako utrwalona w świadomości lokalnej historia. Podobnie przedstawiła ją lokalna poetka Stanisława Fuczek (1921 - 2007): "Zgadnijcie gdzie jest, prastara ta wieś, co siedem wieków ma. Gdzie pradziad i dziad. Gdzie ojciec i brat, tu część swej pracy ma. Kościółek i dwór, i rzeka i bór, i dąb co wieki trwa. Co w niego Jan Sobieski wbił, królewskie miecze dwa. To nasza wioska kochana, kochana wioska ta, choć tyle przeszła burz. Swoje tradycje ma. Z wojny wrócił król i odwiedził dwór. Bo stąd rycerza miał. A rycerz ów, że powrócił zdrów, króla ugościć chciał. Gdy wypoczął król, pożegnawszy dwór w naszym kościółku był. A na pamiątkę, że tu stał do dębu dwa miecze wbił...."6 Tu rzecz cała podniesiona zostaje do wyższej rangi, bo angażuje się w nią sam król. Sprawa wątpliwa, gdyż wiemy, że Sobieski do Krakowa wracał przez Stary Sącz, ergo pod Jasło byłoby trochę nie po drodze. Jednak cała reszta dlaczego nie? Zwłaszcza, iż motyw rycerza wracającego z wyprawy wiedeńskiej do Bieździedzy pojawia się i w innych źródłach7
Kim mógłby być? W drugiej połowie XVII w. Bieździedza należała do wywodzącego się spod Tarnowa rodu Romerów herbu Jelita. Wystarczy zatem sprawdzić, czy któryś z nich nie znajduje się w spisach rycerstwa polskiego walczącego pod Wiedniem. Okazuje się, że Romerów było dwóch Mateusz Maciej i Szymon Maciej. Ale tylko ten drugi pieczętował się Jelitami. Mamy zatem rycerza (zgodnie z legendą), wracającego po wiedeńskiej odsieczy i związanego z Bieździedzą, a tym samym z tutejszą parafią. Wszystko zgadza się i zagadka rozwiązana.
Pojawiają się jednak "ale...."
Ale czy to rzeczywiście tureckie miecze? Kształt zachowanej głowicy przypomina półksiężyc - co byłoby zgodne z preferowanym na Bliskim Wschodzie sposobem zamykania rękojeści, jednak i w mieczach europejskich pojawia się ten sam kształt. Mógłby być to zatem słynny scimitar o krótkim ostrzu lub bułat. W tym przypadku analiza składu stali, z której wykuto miecze powiedziałaby znacznie więcej, zwłaszcza jeśli byłaby to stal damasceńska (stosowana do wytwarzania bułatów). Inna sprawa, że "damaszki" jak nazywano je w dobie staropolskiej, były cennymi i poszukiwanymi okazami8 , a więc wątpliwe, by ktoś pozostawiał je na niszczenie przez wieki w pniu drzewa. Chyba że faktycznie chodziło o dar wotywny nie mający wymiaru materialnego.
Swoją drogą przeprowadzenie badań nieniszczących dwóch stalowych przedmiotów zagłębionych w żywą tkankę drzewa to ciekawe wyzwanie. Może podejmie je koło naukowe, którejś z małopolskich lub podkarpackich uczelni? Warto!
Wróćmy do "ale'. Czy są to miecze? A może zupełnie coś innego. Wybudowany w latach 1402 - 1409 kamienny kościół, jak większość tak wiekowych budowli miał dość burzliwą historię. Tragiczny okazał się rok 1879, gdy pożar strawił wnętrze i dach kościoła. Prace remontowe rozpoczęto niemal natychmiast. Stojący obok kościoła dąb nie ucierpiał i mógł być wykorzystywany jako naturalny słup podczas prac remontowych. Wystające z pnia przedmioty mogły być żelaznymi kotwami do mocowania lin. I znowu powraca problem badania materii "mieczy". Tu różnica byłaby wyraźna. Dąb przy kościele w Bieździedzy rośnie pewnie od czasów Jagiełły. Ma czas, poczeka, kryjąc w swym wnętrzu ostrza dwóch tajemniczych mieczy.
Tekst: Jerzy Pilch
Zdjęcia: Andrzej Szypuła
____________________________________________________________________
[1] Poniższe linki dają dostęp do filmów poświęconych pomnikom przyrody zlewni Wisłoki, dostosowanej do wymogów Facebooka, czyli o znacznie niższej jakości od telewizyjnych oryginałów
- „Pomniki przyrody zlewni Wisłoki cz. III Wisłoka" https://www.facebook.com/1078678985512155/videos/464069887417001/
2. „Pomniki przyrody zlewni Wisłoki cz. II Ropa" https://www.facebook.com/1078678985512155/videos/2009643855722617/
3. „Pomniki przyrody zlewni Wisłoki cz. I Jasiołka” https://www.facebook.com/1078678985512155/videos/1879619998751379/
[2] Prawnie chronionym pomnikiem przyrody dąb w Bieździedzy jest dopiero od 15 marca 2017 r..W znaczniej mierze to zasługa proboszcza ks. Władysława Depy. Przypis własny
[3] Pierśnica - obwód pnia drzewa. Przypis własny
[4] Trzy próby pochodzenia mieczy podane za: Hap J.: "O dębie, w który wbito dwa miecze". Nowiny24.pl, dnia 26 listopada 2015.
[5] Informacje przytoczone za: Jaworski A.: "Charakterystyka hodowlana drzew leśnych". Kraków 1995.
[6] Fragment legendy Stanisławy Fuczek zaczerpnięty z biografii poetki autorstwa Stanisławy Ablewicz opublikowanej na portalu: kobietynawsi.pl. Pisownia i interpunkcja cytatu oryginalna.
[7] www.pogorza.pl/rowerem-przez-ziemie-jasielska.htm
[8] Zwłaszcza, że z początkiem XVII w. zaprzestano produkcji stali damasceńskiej, a jej pełny skład i technologia wytwarzania do dziś pozostają tajemnicą. Przypis własny